Okazuje się, że aż 70% katolików nie wierzy w zmartwychwstanie.
Jak jest naprawdę? O spektaklu „Skocznia w Jerozolimie” pisze Marysia Pyrek.
Bóg – jedyna postać, która od początku swojego istnienia – rzeczywistego bądź fantastycznego – wywiera ogromny wpływ na ludzkość. Choć w dzisiejszym świecie nikt go nie widział, każdy o nim słyszał. Niesamowite, bo choć łączy ludzi w grupy na całym świecie, tworzy przez to antagonistyczne, nienawidzące się odłamy. Katolicy, choć tworzą największą grupę wyznaniową w Polsce, sami mają wątpliwości dotyczące nauk Jezusa. Mało tego okazuje się, że aż 70% z nich nie wierzy w zmartwychwstanie. Jak jest naprawdę?
Wierzący – niepraktykujący
Okazuje się, że choć większość z nas, na co dzień przyznaje się do chrześcijańskiej wiary, to jednak w ekstremalnych i ciężkich sytuacjach się jej wypiera. Bo jak nie wątpić w dobroć i miłosierdzie Jezusa, kiedy hitlerowscy zbrodniarze wbijają ci szpilki pod paznokcie? Jak się modlić, gdy twój syn umiera na raka, a ty mimo pieniędzy i najszczerszych chęci jesteś bezsilna/y i nie potrafisz mu pomóc? Przebaczenie i bezgraniczna ufność to najtrudniejsze umiejętności, na które większość katolików nie potrafi się zdobyć. A przecież to fundamentalne zasady tej wiary.
Odnaleźć siebie
Główny bohater – ksiądz, pragnący napisać książkę o zmartwychwstaniu Jezusa, wybiera się do Jerozolimy. Trudność w dotarciu na wymarzone miejsce powoduje, że spotyka osoby, które uważają się za katolików, lecz mają druzgocąco inne podejście do wiary. Przyglądając się historiom, szukamy swojego podejścia i próbujemy wyciągnąć wszelkie zalety własnego postępowania. Oburzamy się, gdy postać ma inne podejście do naszego, denerwujemy się, gdy łamie zasady dla nas nieprzekraczalne. Czekamy na reakcję księdza i logiczne odpowiedzi dla filozoficzne pytania. Nierzadko na próżno…
To tylko człowiek
Wydaje mi się, że czasami od księży wymagamy za dużo. Łudzimy się, że kiedy zwrócimy się do nich o pomoc w wyjaśnieniu egzystencjalnych pytań, oni wytłumaczą nam wszystko bez problemowo i rozwieją nasze wątpliwości. Ale tak nie jest. Główny bohater „Skoczni w Jerozolimie” doskonale to pokazuje. Nie tylko waha się na odpowiedziami, ale także wie, że nie powinien kierować czyimś losem. Zdaje sobie sprawę, ze swojej ułomności i małości wobec Boga, który jest dla niego życiowym drogowskazem.
Zamiast niedzielnej mszy
Spektakl nie jest spotkaniem z aktorami, z postaciami, z głównym bohaterem. Spektakl nie jest opowiedzianą bez przyczyny historią, która bawi bądź wzrusza. Spektakl jest półtoragodzinnym spotkaniem z własnym „ja”. Z własną duszą. I ze swoim podejściem do Boga, wiary, życia i śmierci. Po przedstawieniu na pewno od razu nie wrócisz do codzienności. Czy będziesz chciał/a czy nie, zastanowisz się nad sensem, znaczeniem i istnieniem Boga. Nawet, jeśli nie wierzysz, a do kościoła chodzisz tylko na święta.